zdjęcie: Zazu Bułczakos (Toskania, 2012)
Dzisiaj chcę pokazać, że można w prosty sposób poprawić sobie humor kiedy budżet jest nietęgi i uniknąć kulinarnego doła & depresji gastronomicznej na którą cierpią Polacy - parówki Culineo (Boże uchowaj) z Biedronki, biały chleb z mortadelą, zupki chińskie.
Nie ma co oszczędzać na jedzeniu - na jego jakości - ale nie ma co się objadać i zapychać. Ja uważam, że trzeba szukać złotego środka między wydawaniem na jedzenie za mało a za dużo i jedzeniem za mało lub za dużo. Jeśli jemy śmieci i pozornie zaoszczędzamy to robimy sobie iluzję. Ciało słabnie i w końcu upomni się o paliwo. Jeśli nie wydamy pieniędzy na warzywa to potem nie wypłacimy się na lekarstwa.....
Nie jestem wykształconym dietetykiem ale chcę pokazać, że jeśli mam skromny budżet i ciężki czas to potrafię znaleźć alternatywę dla parówek, vifonów, mrożonej pizzy, mrożonych pierogów i paluszków rybnych 5 zł za 10 sztuk. Wiem, że to co proponuję jest lepsze niż typowy studencki, śmieciowy wikt który ocieka keczupem.
Jest połowa października. Rok temu o tej porze zajadaliśmy się z Mateuszem toskańskimi specjałami, które przywiozłam z pleneru. Pohamowaliśmy jednak swoje apetyty i zostawiliśmy suszone pomidory w płatkach aby móc przedłużyć trwanie chwili powrotu z Włoch. Jednak zjedliśmy je kilka miesięcy później kiedy nie mieliśmy forsy na nic i tylko ocet balsamiczny, oliwa i czosnek zostały w lodówce. Takim koktajlem z chlebem smakuje mi przeprowadzka.
Obecnie mieszkam u Patki - utalentowanej jak sam diabeł fotografki - ale w przyszłym miesiącu Mateusz obiecał, zamieszkamy razem. Dlatego czuję się jak hobbit, który czuje, że zaraz u jego drzwi pojawi się Gandalf. Chce mi się jeść!
Dzisiaj robiłam zakupy w Realu bo mam tam teraz bliżej. Zdradziłam Tesco :D Zaczęłam od podstawy - mięso - wybrałam 0,5 kg gulaszu wieprzowego i zapłaciłam za niego 9,60 czyli bardzo rozsądnie bo tego mięsa jest dużo. Po powrocie do domu wylądowało w zamrażalce oczywiście. Wystarczy mi na półtora tygodnia. Kupiłam też kilka plasterków szynki.
źródło zdjęcia: internet
Później wybrałam zieleninkę - dzisiaj zamiast rukoli roszpunka. Jestem zadowolona. Zieleninka ta kosztowała 4,99 zł - w sezonie byłaby tańsza, wiadomo. Do tego pomidorki <3 I jedna pomarańcza.
źródło: internet
zdjęcie: ja
źródło zdjęcia: internet
Na basic - zapychacz wytypowałam makaron razowy, pełnowartościowy. Gotując makaron należy pamiętać, że tylko al dente ma właściwość odżywcze i jest zdrowy. Nie wolno rozgotowywać makaronu. Drugim "zbożowym" dodatkiem jaki dzisiaj kupiłam jest łuskany słonecznik. Świetnie nada się do sałatki kiedy go uprażę.
źródło zdjęcia: internet
źródło zdjęcia: internet
Ważne jest dla mnie żebym jadła to na co mam ochotę z dwóch powodów. Po pierwsze, organizm sam mi mówi przez zachcianki czego mu brakuje, np. mleka, ryżu, ryb. Jeśli nie zjem tego na co mam ochotę to nie będę zdrowa i energiczna. Zamiast tego, na przerwie na uczelni pójdę do sklepiku i napcham się słodyczami za 20 zł. A 20 zł to prawie połowa sumy, którą dzisiaj wydałam - na zakupy na cały tydzień. Dlatego kupiłam antipasti.
Przy codziennych zakupach omijam antipasti, ponieważ traktuję je jako towar luksusowy. Są takim właśnie ale odpowiednio użyte mogą uzupełnić jadłospis jak kalarepa, czarna rzepa, gruszki, wątróbka, brukselka, cykoria - i każdy inny, rzadko używany składnik. Kupiłam oliwki zielone & czarne & kostki fety w ziołach i oleju. To rewelacyjne połączenie i rozwiązanie. Drobno pokrojone zamienią się w pesto a dodane do sałaki pozwolą zaoszczędzić pieniądze - kupowanie osobno oliwek, fety i oliwy jest drogie. Do sałatki potrzeba dosłownie wszystkiego po trochu i oto do kupienia mamy taki miks za 8 zł. Drugim antipasti, który kupiłam są pomidory suszone z serkiem w oleju. Dzięki temu nie muszę kupować sera do moich past zaplanowanych na ten tydzień. Nie muszę też kupować oliwy, która jest droga a potrzebuję jej niewiele - bo po łyżce do smażenia mięsa, do sałatki, do porcji makaronu. Olej z antipasti świetnie podrabia oliwę, kiedy czasy są trudne.
źródło zdjęcia: google
Wybór chleba to inwestycja w Twoje zdrowie. Jak każdy normalny człowiek lubię od czasu do czasu zjeść kajzerkę i nie udaję, że smakuje mi pumpernikiel. Wolę ciemne pieczywo od jasnego z racjonalnych względów oraz mój organizm już się nauczył po czym ma energię a po czym nie i sam mi podpowiada zachciankami. Wybrałam zło konieczne czyli chleb pośredni między jasnym a ciemnym :) Polecam Złocisty (Tesco 2,50) a dzisiaj kupiłam Chleb Drwala 2,79. Jest zajebisty i trzeciego dnia jest bardzo smaczny, nie traci tak struktury jak inne chleby, jest podejrzane, że tego trzeciego dnia jest tak samo chrupiący jak poprzedniego ale nie jest watowaty, barwiony jak często pieczywo. Przypomina bardziej ciabattę niż kajzerkę ale też nie do końca :) Wygląda dokładnie tak jak na zdjęciu poniżej.
źródło zdjęcia: internet
Zaszalałam! Jestem bardzo szczęśliwa bo po raz pierwszy w życiu zjem figę! Nigdy wcześniej nie miałam okazji! Kupiłam dwie a sprzedawca skasował mnie za jedną haha! Już mam świetny przepis z książki, którą znalazłam u mojej mamy - na sałatkę z figami ze słodkim dressingiem. Hy hy hy :>
źródło zdjęcia: internet
Aby przeżyć tydzień za 50 zł trzeba mieć samokontrolę nad swoim głodem. Dzięki takiemu nastawieniu wytwarzamy samodyscyplinę, która przełoży się na inne dziedziny życia, np. sukcesy naukowe, zawodowe, osobiste.
Należy też pamiętać aby pić przynajmniej 2 l płynów dziennie. Dlaczego? Z przynajmniej trzech powodów:
Dla swojego wyglądu.
Dla żywotności i wydolności naszych nerek.
Dlatego, że mózg nie rozróżnia sygnału 'Jestem głodny' od 'Chce mi się pić' i każe żreć.
Kluczem do zdrowia i do oszczędzania jest umiar i różnorodność. Lepiej kupić po troszeczku różnych owoców i stosować je jako dodatki niż zjeść trzy grejfruty, 16 mandarynek i 4 banany. Zwłaszcza, że do przyswojenia ich musielibyśmy zjeść coś tłustego bo witaminy rozpuszczają się w tłuszczach przecież.
Jutro pokażę co ugotowałam z tych produktów. Wydałam na nie 43 złote z czego 10 to samo mięso.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz