![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhoJxeKsFS941z1xRSDaYkqUojjT9gtSP3V-vFzy2xAGEmvbRw3Xk8bnW3Ji46hQKZaBOOtcV01lIna_KEqphZqBlTH3hZv_oo8iDiTjJHho8-zmwaLQeU0TlIPDZZ9JYu0gjPyHDEb47I/s320/12226463_1021543401201527_1726996353_n.jpg)
Mam swoje własne, małe kino i jestem teraz jak Emanuelle Mimieu <3
Zrobiłam
projektor z telefonu i pudełka po butach. Ulepszam go codziennie jak
wrócę z pracy i czekam na zapadnięcie zmroku żeby przetestować. Dzisiaj
wyświetlam Kawę i Papierosy albo Wielki Błękit. Jeszcze nie
zdecydowałam. Najlepsze jest to, ze kiedy otwieram pudełko czuję tą
magie kina, tą zagadkową, przyjemną, bezpieczną ciemność.
Na początku
- zanim pomalowałam wnętrze na czarno obraz był rozproszony i mleczny
na krawędziach. Dostosowałam też odległość i wycięłam dziurki na kabelki
- ładowarka od telefonu i głośniki z drugiej strony. Kolejne ulepszenie
to dostosowanie pliku filmu - saturacja, jasność.
A potem musze pomalować sufit ceramiczną farbą
I gotowe - tak myślę ^^
Plusem
takiego domowego kina jest wrażenie, które robią filmy. Mam raczej
słabe nerwy. Władca Pierścieni - którego widziałam z 200 razy - nagle
stał się horrorem. Suuuuper <3
A filmy ogląda się z tego tak, że po prostu się zaciemnia cały pokój. Ja się kładę na plecach i oglądam na suficie.